Image
fot. kadr z filmu

Promienie słońca tańczące na skórze. Ciepły wiatr kołyszący włosy. Soczyste, dojrzałe barwy, jakimi otula zazwyczaj lato w pełnym rozkwicie. To właśnie między innymi udało się złapać Marcelinie i przemienić w rytmiczne, porywające do tańca melodie zapisane na jej ostatnim albumie. Poza nielicznymi wyjątkami, których klimat zakrawa już o jesienny stan ducha,  utwory nastrajają serce na częstotliwości wakacyjne, wprawiając w radośnie pozytywne wibracje co poczuć na własnej skórze mogła krakowska publiczność podczas jej koncertu w ramach festiwalowej OFF SCENY.  

Płyta utrzymana jest w klimacie letnim i to właśnie od piosenki zatytułowanej „Lato” wszystko się zaczęło. Powstała ona we współpracy z Kubą Karasiem, znanym między innymi z zespołu The Dumplings. Postanowili tworzyć dalej razem, ale bez żadnych narzuconych planów. Bez presji, na luzie, by zobaczyć co z tego wyjdzie. Może piosenka, może EP-ka… Zaowocowało to jednak pełną, barwną, długogrającą płytą „Koniec Wakacji”. Rzeczywiście narodziła się u ich schyłku, we wrześniu, kiedy we trójkę wraz z gitarzystą Kamilem Kryszakiem uciekli od wielkomiejskiego zgiełku i zaszyli się w domku w górach. „To była taka kolonia muzyczna” - opowiada Marcelina z uśmiechem.

Ania Bruzgielewicz: Jak wyglądała praca nad albumem?

Powstał w Szklarskiej Porębie, mieszkam tam od jakiegoś czasu, to jest takie moje miejsce na ziemi. Rozjazdy są trudne i wolałam, żeby wszystko działo się tam na miejscu tym bardziej, że dzięki bliskości gór jest tam sprzyjająca aura. To miejsce gdzie można się oderwać od swoich codziennych zajęć, koncertów, telefonów. Zamknęliśmy się w domku w górach i jakoś poszło, to była super zabawa, a między nami wytworzyła się fajna chemia. To wszystko sprzyjało, żeby ten album tam prawie zamknąć. Później została tylko kwestia nagrań, które musiały być wykonane w studiu i nie wszystkie teksty były już wtedy napisane, więc musieliśmy sobie to dokończyć w Warszawie, ale trzon albumu wszystkie kompozycje powstały tam.

Co zazwyczaj pojawia się jako pierwsze - dźwięki czy słowa?

Zawsze dźwięki. Chyba jeszcze nigdy nie udało mi się napisać najpierw tekstu, a później piosenki. Zawsze muszę mieć melodię, jakiś wstępny aranż, który mi określa klimat i wtedy od razu pojawiają się różne obrazy, wiem o czym chcę napisać. W drugą stronę jeszcze to się nie udało. Może kiedyś.

Czy sam proces twórczy pozwala Ci przefiltrować w sobie pewne emocje, uporządkować je?

Na pewno teksty, ale też trasa koncertowa zmienia stan umysłu. Czasem kiedy mam taki gorszy czas w życiu i nie umiem sobie pomóc, to znaczy zjedzenie lodów już nie pomaga wydaje mi się, że nie mam siły żeby się zerwać o piątej i znowu musieć gdzieś jechać… ale to jest magiczny czas spotkań z ludźmi. Każdy koncert jest inny, inna jest też energia publiczności, więc są to rzeczy, które bardzo nas ładują. Chociaż czasami rozładowują, ale wtedy mam góry. Na pewno płyta, powstawanie tekstów, powstawanie piosenek jest trochę terapeutyczne, aczkolwiek na tej płycie udało mi się od tego trochę uciec. Mam wrażenie, że było tutaj więcej zabawy i podeszliśmy do tego wszystkiego z przymrużeniem oka. Pewnie dlatego, że wszystko robiliśmy razem na tej kolonii, miałam mniej czasu na przetrawianie tych kawałków w samotności, w domu gdzie zawsze nostalgiczna nuta gdzieś tam się wkrada. Trzeci album „Gonić Burzę” powstawał w bardzo trudnym dla mnie czasie i wtedy rzeczywiście czułam, że terapeutycznie zrzucam jakiś ciężar. Niestety później na koncertach, kiedy robi się wesoło, musieliśmy usuwać niektóre kawałki, bo to działało tylko na płycie, zostało nagrane, emocje uwolnione i nie mieliśmy potrzeby ich grać, bo kojarzenie piosenek z faktami było ciężkie. Dlatego ta płyta jest lżejsza.

Jak zachowujesz spokój i równowagę wśród rozjadów, koncertów, pracy, co Cię regeneruje?

Oprócz muzyki pasjonuję się sportem, bardzo lubię góry, sporty zimowe. Poza tym to, że w Szklarskiej Porębie otaczam się zupełnie innymi ludźmi, niezwiązanymi z branżą bardzo mnie relaksuje. To nie jest jeden temat, wokół którego toczy się całe życie. Tam mam taką swoją normalność, czerpię z niej spokój i pokorę. Później jadę do Warszawy czy w trasę i jest to zupełnie coś innego, to chyba mój ciągle nienasycony charakter potrzebuje tych zmian, więc to bardzo dobrze mi robi. Chociaż też nie ukrywam, że jest to bardzo męczące, to pięćset kilometrów, zupełna zmiana klimatu ciśnienia, co się czasem odbija na moim zdrowiu, ale na razie mogę sobie na to pozwolić.

Nie przystoi oceniać albumów po okładce, ale w porównaniu z poprzednimi rzuca się w oczy kontrast pomiędzy stonowanymi odcieniami ostatnich płyt, a znacznie dynamiczniejszą oprawą Końca Wakacji. Czy Twoim zdaniem i nowe utwory mają w sobie więcej barw?

Tak jak wspomniałam wcześniej, to już nie jest taki ciężar kiedy rzucam jakieś swoje problemy osobiste, nie chcę nimi ludzi zadręczać czy opowiadać znajomym w kółko. Piosenka zamyka pewien problem czy konflikt, który siedzi gdzieś tam w środku i to wychodzi na płytach. ,,Koniec wakacji” jest totalnie wakacyjny - powstawał we wrześniu, więc było jeszcze ciepło, panowała wakacyjna aura. Myśląc o okładce płyty i całości sesji zdjęciowej od razu miałam pomysł na te ostre mono kolory. Kolorystyka zawsze gdzieś podświadomie idzie w parze z tworzeniem, a sesja zdjęciowa czy teledyski są odzwierciedleniem stanu, który był obecny przy pisaniu.

W jednym z wywiadów wspomniałaś, że chciałabyś by w życiu mógł towarzyszyć Ci soundtrack niczym w filmach. Jak wyglądałby Twój czy jest jakiś film, którego ścieżkę dźwiękową zapożyczyłabyś go do swojej codzienności?  

Stworzyłabym swój. Kiedyś miałam taką swoją playlistę na płycie, kiedy jeszcze nie było żadnych spotify i wyobrażałam sobie piosenki lecące w danej sytuacji. Teraz ten soundtrack się dynamicznie zmienia, bo wiele rzeczy się odkrywa. Ostatnio dostałam propozycję współpracy z radiem czwórka i mamy swoje audycje razem z Kasią Lins, Justyną Święs i Rosalie, prowadzimy je na zmianę. Mogę w tej audycji zawrzeć to, co w ostatnim miesiącu przykuło moją uwagę podzielić się tym z ludźmi. Dla muzyków to chyba naturalne, że melodie ciągle nam towarzyszą. Moi koledzy z zespołu mają tak samo, kiedy gdzieś razem idziemy, a oni zamiast rozmawiać mają słuchawki na uszach, bo jakiś kawałek idealnie pasuje do tego momentu. To super, że muzyka towarzyszy nam w telefonach i nie trzeba wozić kufra płyt ze sobą żeby sobie jej słuchać.

A czy myślałaś kiedyś o pisaniu muzyki filmowej?

Myślę, że gdybym miała taką możliwość, na pewno bym spróbowała. To by było super zadanie usiąść i zrobić coś koncepcyjnie zamiast muzyki na temat naszych własnych odczuć mieć konkretne zadanie, stworzony już obraz, któremu trzeba nadać tło muzyczne.

Kim byłabyś gdybyś miała wybrać jedną postać ze świata kina?

Kimś ze świata braci Coen. Gdybym miała oddać moje podejście do życia w filmie, to ich kino jest mi najbliższe, to czarne poczucie humoru rozładowujące różne parszywe sytuacje. Lub filmy Woody’ego Allena, trudne psychologicznie o bardzo skomplikowanych ludziach i sytuacjach, ale on też do tego wszystkiego podchodzi z przymrużeniem oka. Staram się, żeby mi to towarzyszyło, żeby ten mrok nie zabijał mi życia nawet jeśli to jest jakaś najgorsza sytuacja to takie humorystyczne podejście bardzo mi pomaga.