Image
fot. kadr z filmu

W Małopolskim Ogrodzie Sztuki uczestnicy Mastercard OFF CAMERA jako pierwsi w Polsce mogli zobaczyć najnowszy film Jacka Borcucha „Słodki koniec dnia”, który miał premierę na festiwalu w Sundance. Publiczność stawiła się tłumnie. Chętnych było więcej niż miejsc, zwłaszcza że po projekcji miało się odbyć spotkanie z twórcami – reżyserem, producentkami No Sugar Films oraz aktorkami: Katarzyną Smutniak i Krystyną Jandą.

Na seans zaprosił sam Jacek Borcuch, zapowiadając, że jego film jest o wolności przez duże „W”. Jednocześnie wyraził radość, że możemy zobaczyć film w takim kształcie, jaki wymyślili jego twórcy, bez cenzury. Nawiązał w ten sposób do decyzji dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie o usunięciu z ekspozycji prac Natalii LL i Katarzyny Kozyry.

„Słodki koniec dnia” opowiada o polskiej poetce z żydowskimi korzeniami Marii Linde, która wraz z rodziną zamieszkuje willę we włoskim mieście Volterra. Schyłek życia pisarki i laureatki Nobla to prawdziwa dolce vita – piękny dom i rodzina, drogi samochód, dni pełne beztroski, dzikie imprezy, młody kochanek.  Kobieta niepokorna cieszy się przy tym wielkim poszanowaniem w małej mieścinie. Do momentu kiedy spokój włoskiej prowincji zostanie zakłócony przez zamach w Rzymie, a Maria postanowi oficjalnie zabrać głos w sprawie uchodźców. I powiedzieć to, co myśli naprawdę.

– Figura poety wydała się banalna. Poetka. To powinna być jednak kobieta. W dzisiejszych czasach wydaje się, że mężczyźni nie mają już nic do powiedzenia. Albo powiedzieli wszystko, co mieli do powiedzenia. – opowiada o początkach pracy nad filmem Jacek Borcuch. Stworzony wraz ze Szczepanem Twardochem scenariusz był „szyty na miarę” dla Krystyny Jandy, która według reżysera sama w sobie niesie za sobą spore przesłanie i wystarczyło tylko temu sprostać. Legendarna aktorka również uczestniczyła w pracy nad scenariuszem, który był z nią wielokrotnie konsultowany. Jednak pomimo tego, jak kluczową rolę odgrywa w fabule filmu poetka i jej sposób postrzegania świata, Borcuch podkreśla dobitnie, że głównym bohaterem filmu jest uchodźca.

Dla Kasi Smutniak decyzja o udziale w filmie to był proces. – Muszę się przyznać, że w momencie kiedy przeczytałam scenariusz, uznałam że jest szokujący. Wydawał mi się bardzo intymny. Wzbudził uczucia, których nie potrafiłam nazwać – powiedziała aktorka. Proces produkcji trwał dwa lata. Smutniak obawiała się też, że przez tak długi okres czasu sporo może się wydarzyć jeśli chodzi o politykę europejską i temat filmu się zdezaktualizuje. Jak jednak podkreśla, zmiany, które nastąpiły, niestety, tylko pogorszyły sytuację. A więc, produkcja dotyka problemów jak najbardziej obecnych w dzisiejszym świecie.
 
Nagrodzona na festiwalu w Sundance Krystyna Janda przyznaje, że najbardziej w projekcie zainteresował ją temat końca naszego świata. Jako osoba mocno związana ze sztuką była poruszona faktem, że to właśnie poetka została ukazana jako postać pełna zwątpienia i rezygnacji. Na pytanie o misję artystów, na których zwrócone są oczy całego społeczeństwa, odpowiada: „Były czasy kiedy wszyscy się odzywaliśmy. I ja się też odzywałam. Potem było 30 lat, kiedy zajmowałam się tylko i wyłącznie sztuką i przyjemnością. I znowu zaczął się czas kiedy uważam, że odezwać się jest moim obowiązkiem. Milczenie jest przyzwoleniem.” 

Na koniec spotkania na scenę wyszła dyrektor artystyczna festiwalu, Anna Trzebiatowska, by wyrazić wdzięczność za całą działalność artystyczną Krystyny Jandy. Aby, tak jak kiedyś Andrzeja Wajdę, zatrzymać ją na dłużej w Krakowie poprosiła aktorkę o uroczyste odciśnięcie dłoni na gwieździe, która zostanie umieszczona w krakowskiej Alei Gwiazd na bulwarze Czerwieńskim. Lekko zakłopotana Janda zażartowała, że kiedyś przyłożyła rękę do gwiazdy Marilyn Monroe i okazało się, że ma dwa razy większą dłoń. Po czym wśród wiwatów widowni dopełniła ceremonii i przyjęła kwiaty z rąk Anny Trzebiatowskiej.

Ida Marszałek