Image
fot. kadr z filmu

Andrzej Seweryn, obchodzący 50-lecie swojej pracy artystycznej, nigdy nie zwolnił tempa. Jak dobitnie pokazały jego niedawne role w „Ostatniej rodzinie”, serialu „Rojst” czy spektaklu „Szekspir Forever!”, aktor nie ma zamiaru odpocząć nawet po pół wieku nieprzerwanej obecności ekranie i teatralnej scenie. Tworząc kolejne, znakomite kreacje, nieustannie utwierdza widzów w przekonaniu, że jest jednym z najwybitniejszych europejskich aktorów.

Trudno policzyć wszystkie aktorskie kreacje Andrzeja Seweryna, którymi zachwycał na scenie oraz wielkim i małym ekranie. Gustaw w „Ślubach panieńskich” (1976), Prospero w „Burzy” (2012), Maks Baum w „Ziemi obiecanej” (1974), Kardynał Wyszyński w „Prymasie – trzech latach z tysiąca” (2000), Robespierre w „Rewolucji francuskiej” (1989)… Taką listę ciągnąć można w nieskończoność, bo Andrzej Seweryn w trakcie swojej trwającej ponad pół wieku kariery przyjmował wiele twarzy. Ustawicznie udowadniał, że z łatwością odnajduje się w różnorodnych konwencjach scenicznych lub filmowych i właściwie nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.

Swój filmowy debiut zaliczył drobną rolą ucznia w „Beacie” (1964) Anny Sokołowskiej. Na scenie pojawił się po raz pierwszy na deskach Teatru Ateneum w 1968 roku w „Wujaszku Wani” Antoniego Czechowa. Już od samego początku kariery, uczył się dzielić czas między kino i teatr, a świetne występy na scenie przeplatał równie elektryzującymi kreacjami w polskich filmach. Grał m.in. u Andrzeja Wajdy, Agnieszki Holland,  Jerzego Hoffmana, Piotra Szulkina i Andrzeja Żuławskiego, jednak jak sam przyznaje, największy wpływ na jego życie miało spotkanie z reżyserem „Ziemi obiecanej”. – Gdyby nie Andrzej Wajda, nie przeżyłbym 33 lat we Francji, nie spotkałbym wspaniałych reżyserów filmowych i teatralnych, jak Steven Spielberg, Patrice Chereau, Jacques Lassalle, Raoul Ruiz, czy Marco Bellocchio. Nie spotkałbym aktorów z całego świata, z którymi pracowałem n.p. nad „Mahabharatą” w reżyserii Petera Brooka, ale też tych, których zna polska publiczność jak Gerard Depardieu, Michal Piccoli, czy Catherine Deneuve… Nie rozwijałbym się w taki sposób, w jaki się rozwijałem przez całe moje życie – opowiada zapytany o wpływ Andrzeja Wajdy na swoje życie.

U tego czołowego polskiego reżysera, Seweryn zagrał aż osiem razy. Do historii kina przeszedł wcielając się w postać Maksa w „Ziemi obiecanej”, która została niedawno obwołana najlepszym polskim filmem wszechczasów. Warto przypomnieć jednak także jego mniej znane występy – np. rolę w niedocenianym „Dyrygencie” (1979), gdzie grał zazdrosnego męża głównej bohaterki czy kreowaną przez niego postać młodego dziennikarza Jacka w „Bez znieczulenia” (1978).

Począwszy od lat osiemdziesiątych, Andrzej Seweryn musiał nauczyć się godzić ze sobą nie tylko film i teatr, lecz także skrajnie różniące się od siebie rzeczywistości: polską i francuską. Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, aktor wyjechał na wiele lat do Francji, gdzie wystąpił m.in. w monumentalnej i imponującej rozmachem „Rewolucji francuskiej” (1989) z gwiazdorską obsadą (Klaus Maria Brandauer, Jane Seymour, François Cluzet, Claudia Cardinale, Sam Neill, Christopher Lee) oraz oscarowych „Indochinach” (1992) z Catherine Deneuve. Jednak prawdziwym przełomem, a równocześnie wyrazem uznania dla talentu Andrzeja Seweryna stał się rok 1993, kiedy to został zaangażowany - jako trzeci cudzoziemiec w historii – do zespołu prestiżowego teatru Comédie-Française.

Mimo wyjazdu, na ekrany polskich kin powrócił jeszcze wielokrotnie. W 1999 roku pojawił się w dwóch historycznych superprodukcjach: „Panu Tadeuszu” Andrzeja Wajdy i „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana, a zaraz potem, sportretował Kardynała Wyszyńskiego, więzionego i dręczonego przez PRL-owskie władze w „Prymasie – trzech latach z tysiąca”. Kilka lat później, do swojego gigantycznego artystycznego doświadczenia dorzucił jeszcze jedną pozycję: w 2006 roku wyreżyserował film „Kto nigdy nie żył” z Michałem Żebrowskim w roli głównej.

Andrzej Seweryn mimo trwającej już ponad pół wieku kariery nadal nie boi się zawodowych wyzwań.  Udowodnia to w kierowanym przez siebie Teatrze Polskim w Warszawie, gdzie również występuje i reżyseruje. Swój twórczy jubileusz uczcił w jedyny właściwy sposób: występując w autotematycznej sztuce „Szekspir Forever!”, łączącej monologi genialnego dramaturga z osobistymi refleksjami o ludziach, których aktor spotkał na różnych etapach swojej artystycznej drogi. Wydaje się więc, że właściwą formą uczczenia pięćdziesięciu lat działalności Andrzeja Seweryna mogą być tylko: filmowy seans, wizyta w teatrze… i może wycieczka do Francji? Zachęcamy do tych aktywności i życzymy Mistrzowi jeszcze drugich pięćdziesięciu lat owocnej kariery!

Kaja Łuczyńska

Źródło cytatu: „Polska. The Times”