Image
fot. kadr z filmu

„Ad Astra”, najnowszy film Jamesa Graya, to poniekąd kosmiczna wersja „Jądra ciemności”. Grany przez Brada Pitta astronauta wyrusza w nim w gwiezdną podróż by powstrzymać naukowca, który sprowadza na ziemię serię katastrof. Problem w tym, że złoczyńca jest także jego ojcem.  

Patrząc na zestawienie premier z ostatnich lat aż chciałoby się powiedzieć: co rok – to kosmos. Filmy dotyczące gwiezdnych podróży i związanych z nimi zagrożeń, zdecydowanie wróciły do łask i niemal nieustannie goszczą na ekranach kin. Warto wymienić chociażby „Grawitację” (2013), „Marsjanina” (2015), „Life” (2017) czy „Pierwszego człowieka” (2018). Niektóre z nich, jak chociażby „Interstellar” (2014) Christophera Nolana, znajdują swoją własną, oryginalną ścieżkę w ramach gatunku science-fiction. Oferują nowe podejście do opatrzonych motywów, nie boją się ryzyka i z odwagą realizują swoje śmiałe, artystyczne wizje. Od kosmicznych tematów nie uciekają także zasłużeni twórcy, kojarzeni dotychczas raczej z art-housem, czego najlepszym dowodem jest niedawne „High Life” (2018) Claire Denis z Robertem Pattinsonem i Juliette Binoche w rolach głównych.

Z kosmicznymi tematami w najbliższym czasie zmierzy się także James Gray. Ten związany z Nowym Jorkiem twórca takich filmów jak „Mała Odessa” (1994), „Ślepy tor” (2000), „Królowie nocy” (2007) czy „Imigrantka” (2013) wyjdzie daleko poza granice słynnego amerykańskiego miasta i opowie historię, w której międzygwiezdne podróże idą w parze z trudnymi życiowymi decyzjami i skomplikowanymi relacjami rodzinnymi.

„Ad Astra” – bo taki tytuł nosi wspomniany film – to opowieść o przedziwnym zniknięciu i jego tragicznych konsekwencjach. Zaginionym jest prowadzący tajne badania w przestrzeni kosmicznej naukowiec Clifford McBride (Tommy Lee Jones), który po 16 latach milczenia uznany jest właściwie za zmarłego. Wszystko zmienia się, gdy ziemię nawiedza seria niepokojących katastrof, które zdaniem wtajemniczonych są spowodowane działalnością Clifforda. By powtrzymać kolejne spadające na naszą planetę niebezpieczeństwa, w kosmos udaje się syn mężczyzny, Roy (Brad Pitt), który ma odnaleźć ojca i ukrócić jego działalność. Jak deklarował w 2016 roku reżyser, „Ad Astra” ma być najbardziej realistycznym przedstawieniem kosmicznych podróży w historii kina. Ma wręcz wprost mówić: „Kosmos jest nam straszliwie wrogi”.

Co ciekawe, „Ad Astra” nie jest pierwszą podróżą Graya poza Nowy Jork. Nie po raz pierwszy podejmuje on także temat tajemniczego zniknięcia. Oba elementy zawarte były już w jego przedostatnim filmie – niestety niedocenionym i pominiętym w polskiej dystrybucji kinowej - „Zaginione miasto Z” (2016), opowiadającym o tajemnicy zaginionego w amazońskiej dżungli brytyjskiego odkrywcy, granego przez Charliego Hunnama.  W „As Astra” obok Pitta i Jonesa znaleźli się również: Ruth Negga („Loving”, „World War Z”) Donald Sutherland oraz Liv Tyler. Czyżby szykował się nowy kosmiczny „instant classic” na miarę „Interstellar”?

Kaja Łuczyńska