Image
fot. kadr z filmu

Wybierała obsadę do takich filmów i seriali, jak „Chicago”, „I’m Not There”, „Młody Papież” czy „Olive Kitteridge”. Laura Rosenthal, wielokrotnie nagradzana reżyserka castingu, opowiada o zainteresowaniu ludźmi, błędach popełnianych przy doborze aktorów i polskich aktorach, z którymi chciałaby pracować.

Joanna Barańska: Czy kiedy spotyka Pani kogoś nowego, myśli Pani od razu, w jakiej roli by go obsadziła?

Laura Rosenthal: - Ludzie bardzo mnie interesują. Ciągle zadaję im pytania i lubię sobie wyobrażać, że wiem, co myślą. Nawet teraz, w Krakowie, nieustannie rozmawiam z nowo spotkanymi osobami: kelnerami w restauracjach, pracownikami kin, recepcjonistami w hotelach. Ciekawi mnie, kim są i co robią, ale nie myślę o obsadzaniu ich w rolach. Moje zainteresowanie ludźmi jest nie tylko zawodowe, ale i osobiste.

Jakich technik używa Pani podczas poszukiwania odpowiednich aktorów do roli? Polega Pani na intuicji, technikach psychologicznych czy może działa tylko wyobraźnia?

- Myślę, że korzystam ze wszystkiego po trochu. To jak gotowanie zupy, trzeba mieć w niej wiele składników. Przypominam sobie, w czym wcześniej widziałam konkretnego aktora, zwracam uwagę na jego wygląd. Muszę też myśleć o tym z kim i dla kogo robię film. Casting to praca drużynowa, ustalam wybór aktora wspólnie z reżyserem.

Czyli popełniła Pani kiedyś błąd podczas castingu?

- Jasne! Chociaż... Nie chodzi o to, że ja podjęłam złą decyzję. Casting to skomplikowany proces. Zdarzyło się, że nie potrafiłam przekonać reżysera i innych współpracowników do mojej decyzji. To bardzo trudne, gdy w głębi serca wiem, że wybrana przez twórców osoba nie jest odpowiednia do roli, ale oni i tak się na nią decydują, bo jest akurat bardzo popularna. Konieczność zwracania uwagi na potrzeby i wymagania innych członków drużyny pracującej przy filmie jest częstą przyczyną nieodpowiedniego castingu.

Casting to sztuka kompromisu.

- Mam nadzieję, że dzięki podejmowanym przeze mnie decyzjom kompromis nie będzie konieczny.

Ostatnio w Hollywood rozgorzała dyskusja o dbaniu o różnorodność przy decyzjach obsadowych. Na przykład: niektórzy twierdzą, że osób LGBT+ nie powinny grać osoby heteroseksualne. Co Pani o tym myśli?

- To niezwykle złożony problem. Niedawno pracowałam przy filmie „Wonderstruck”, gdzie jedną z głównych bohaterek jest niesłysząca dziewczyna. Zależało nam na tym, by aktorka również taka była. Udało nam się znaleźć świetną Millicent Simmonds [znaną m.in. z „Cichego miejsca” - przyp. aut.], aktorkę z niepełnosprawnością słuchu. Myślę, że gdybyśmy nie znaleźli niesłyszącej odtwórczyni tej roli, wybralibyśmy kogoś bez tej cechy, ale byłaby to strasznie trudna decyzja. Trzeba mieć w sobie wrażliwość, która pozwoli wyłonić w castingu kogoś, kto dobrze będzie reprezentował pewną społeczność, na przykład osoby trans. Ale jeśli takiej osoby nie można znaleźć – co wtedy robić? Ciężko powiedzieć.

Jest Pani w jury Konkursu Polskich Filmów Fabularnych. Obejrzała już Pani wszystkie konkursowe filmy?

- Został mi jeszcze jeden, „Ciemno, prawie noc”.

Ma Pani faworyta?

- Mam, ale zdradzę tytułu! Mogę tylko powiedzieć, że w konkursie biorą udział naprawdę dobre filmy.

Zachwycił Panią jakiś polski aktor lub aktorka?

- Tak, Krystyna Janda. Uwielbiam ją, jej rola w „Słodkim końcu dnia” była świetna.

Chciałaby z nią Pani pracować? W czym by ją Pani obsadziła?

- Pewnie, czemu nie? Myślę o kreacji dla takiej kobiety... To musiałaby być rola na miarę Meryl Streep albo Annette Bening.

Czytałam, że Pani też ma za sobą aktorski epizod. Zagrała Pani kelnerkę w serialu „Mildred Pierce”.

- O nie, znalazłaś to (śmiech). Nie jestem zainteresowana aktorstwem. W tym jednym przypadku zgodziłam się wystąpić na prośbę reżysera. „Mildred Pierce” dzieje się w restauracji i zatrudniono na planie kobiety, które miały wcielić się w kelnerki. Były fatalne! Narzekałam, że kiedy pracowałam jako kelnerka, byłam dużo lepsza od nich. Reżyser w końcu powiedział: „w takim razie zagraj to sama”. I tak wyszło (śmiech).

Mnie też marzy się rola w filmie. Chciałabym zagrać w postapokaliptycznym kinie. Myśli Pani, że miałabym szansę podczas castingu?

- Sam fakt, że chcesz to zrobić, sprawia, że dałabym Ci szansę. Masz świetną twarz, próbuj!

Rozmawiała Joanna Barańska