Festiwal NETIA OFF CAMERA możemy śmiało nazwać mekką twórczej niezależności. Nic dziwnego, że swoje 10. urodziny świętuje w gronie wyjątkowych filmowców, których sztuka słynie z bezkompromisowej walki o artystyczną wolność. O tym, dlaczego kino potrzebuje swobodnej przestrzeni wyrazu rozmawiamy z przewodniczącą jury w Konkursie Głównym, laureatką nagrody Pod Prąd i jedną z najsłynniejszych na świecie polskich wizjonerek kinematografii – Agnieszką Holland.
Paulina Januszewska: Czy jako doświadczony filmowiec z ogromnym dorobkiem potrafi Pani jeszcze czerpać radość z bycia widzem?
Agnieszka Holland: Oglądanie filmów sprawia mi ogromną przyjemność, ale ich ocenianie jako juror już mniej, bo nie do końca adekwatnie i komfortowo czuję się w tej roli. Widz, jak każdy człowiek, zawsze kieruje się swoim gustem, a mój niekoniecznie musi być tym najlepszym na świecie. Czas w kinie najlepiej więc spędza się w sposób bezinteresowny. Można wówczas zasiąść w fotelu i dać się wciągnąć w przedstawioną historię – wejść w filmowy świat lub nie. Mi, na szczęście, wciąż jeszcze się to udaje.
Czyli jurorowanie można nazwać raczej zawodową koniecznością niż przywilejem reżysera?
Ocenianie to niezwykle odpowiedzialne, ale i ryzykowne zajęcie. W kinie, jak i w życiu są rzeczy nieporównywalne – nie da się przecież rozstrzygnąć sporu o wyższość migdałów nad rodzynkami, czy pomarańczy nad jabłkiem. Każdy z filmów, który bierze udział w Konkursie Głównym, jest zupełnie inny. W moim przekonaniu wszystkie prezentują tematy niezwykle ciekawe i intrygujące, mają w sobie coś, co potrafi widza zainteresować, jak i wzruszyć. Aż tu nagle trzeba zdecydować, że tylko jeden z nich otrzyma pierwszą, dodatku tak dużą, nagrodę. Nie ukrywam, że było to dla mnie bardzo trudne doświadczenie, choć wspierali mnie sympatyczni i wrażliwi jurorzy. Szkoda jednak, że było ich tylko dwoje.
Konkurs Główny nosi tytuł „Wytyczanie drogi”, a zatem wymaga od młodych twórców podejmowania nowych, nierzadko skomplikowanych wyzwań filmowych. Jakie, Pani zdaniem, wymagania stawia przed nimi współczesne kino?
Na pewno nie mam dla nich recepty, jakie powinni podejmować tematy, a których unikać. Chodzi mi raczej o stosunek do kina i do świata – chciałabym, by był możliwie jak najbardziej osobisty, odważny, bezkompromisowy i nieuległy wobec nacisków obyczajowych czy politycznych. Uważam, że młodzi artyści powinni swoją twórczością walczyć o pewien system wartości – nie tylko ten reprezentowany czy promowany przez ważne festiwale filmowe oraz dystrybutorów. Muszą odnaleźć autorski sposób widzenia i opowiadania świata oraz zaprezentować w nim maksymalnie odważną szczerość, poszukując własnego języka filmowego i nowych sposobów narracji.
Na festiwalu NETIA OFF CAMERA zaprezentowano także szereg polskich produkcji, a niektóre z nich, jak choćby „Zjednoczone Stany Miłości” (2016), święcą triumfy na arenie międzynarodowej. Jako przewodnicząca m.in. komisji Europejskiej Akademii Filmowej ma Pani zatem okazję spoglądać na sukcesy rodzimego kina z bardzo szerokiej perspektywy. Jak jest Pani zdaniem jego potencjał?
Polskie kino oceniam w tej chwili bardzo wysoko. Widzę tendencję wzrostową – pojawia się coraz więcej nowych głosów, młodych, debiutujących, twórców, którzy reprezentują bardzo ważne i zróżnicowane wrażliwości filmowe. O ile, dotychczas mieliśmy do czynienia a z pewnego rodzaju unifikacją języka filmowego w polskim kinie, które było z resztą bardzo ostrożne; o tyle obecnie wydaje mi się, że wiele się w tym zakresie zmienia i urozmaica. Akurat na festiwalu nie miałam okazji obejrzeć polskich filmów, ponieważ skupiłam się na 10 pozycjach Konkursu Głównego. Znam jednak większość nominowanych produkcji i mogę śmiało powiedzieć, że polskie kino cieszy się w tej chwili coraz większą popularnością i dobrą opinią. Jeśli nie nastąpi jakaś dramatyczna ingerencja sił politycznych, które decydują o funkcjonowaniu instytucji kultury czy o finansowaniu poszczególnych projektów lub osób, to kinematografia w Polsce powinna dalej iść do przodu.
Zresztą te sukcesy doskonale widać – zarówno na arenie międzynarodowej, jak i u rodzimej widowni, u której kino, w tym również filmy trudne i ambitne, cieszą się wielkim zainteresowaniem. Zauważyłam też, że pojawia się co raz więcej młodych twórców, mówiących nowym, innym niż starsze pokolenia językiem filmowym. Mówię tutaj m.in. o Agnieszce Smoczyńskiej, Janie Matuszyńskim, Bartoszu Kowalskim, Kubie Czekaju, tworzących produkcje zupełnie odmienne od tych, pokazywanych w kinach jeszcze parę lat temu.
Ich cechą wspólną jest z pewnością śmiałość w pokazywaniu trudnych, często należących do sfery tabu, historii. To samo można powiedzieć o Pani filmografii. Żeby jednak robić tak odważne kino, trzeba być twórcą niezależnym. Dlaczego wolność jest tak istotna dla sztuki filmowej?
Wolność jest największą koniecznością każdej kultury i sztuki. W momencie, kiedy następuje zewnętrzna ingerencja dotycząca formatowania, narzucenia określonych kryteriów czy cenzurowania pewnych tematów, może zostać znacznie ograniczona. A to stanowi działanie wymierzone przeciwko sztuce i szerzej – przeciwko całej kulturze, która jest żywym, nieustannie zmieniającym się organizmem. Przycinanie jej czy wpychanie do pudełek sprawia, że zaczyna więdnąć, stawać się martwa.
Uważam zatem, że jedyna odpowiedzialność, spoczywająca na decydentach politycznych czy instytucjonalnych, którzy mają uzgadniać, jaka kultura może powstać, a jaka nie, to zachowanie maksimum pokory oraz zbudowanie systemów weryfikacji jakości. Oczywiście, kiedy na kinematografię przeznacza się środki publiczne, warto byłoby, żeby te kryteria jakości zostały spełnione. Takiej kontroli służą jednak przede wszystkim grupy eksperckie, festiwale filmowe, krytycy oraz do jakiegoś stopnia box office.
Musimy pamiętać, że im więcej mamy swobody, tym lepsze filmy powstają. Z resztą, na podstawie polskich dzieł, powstających na przestrzeni ostatnich 10 czy 11 lat, można zauważyć, że sztuka filmowa znacznie rozwinęła swoje skrzydła i nastąpiła niewyobrażalna eksplozja talentów i produkcji. A przecież główną cechą, jaką nowe prawo zagwarantowało kinematografii, jest właśnie wolność twórcza. Bez niej nie ma kina.
Rozmawiała: Paulina Januszewska