Osią „Marii, królowej Szkotów” jest konflikt o koronę między dwoma monarchiniami. Ale w filmie Josie Rourke Maria Stuart i Elżbieta I znane z historycznych relacji nabierają głębi. Widzowie obserwują wojnę o władzę prowadzoną przez dwie kobiety o złożonych charakterach, które walczą nie tyle ze sobą, co z regułami narzuconymi im przez czasy, w których żyją.
Reżyserka Josie Rourke umiejętnie manewruje pomiędzy stereotypami. Nie robi z Marii męczennicy, a z Elżbiety silnej władczyni bez skazy. „Maria, królowa Szkotów” rozpoczyna się sekwencją prowadzenia tytułowej bohaterki na egzekucję. Jest 1587 rok. Maria, patrząc w oko kamery, pyta: jak do tego doszło? Dlaczego kuzynka skazuje na śmierć kuzynkę? Film cofa się w czasie do momentu, w którym Maria powraca do ojczyzny z Francji. Młoda, niedoświadczona dziewczyna chce przejąć władzę, ale musi nauczyć się rządzić. Niestety, wpada w ręce mężczyzn, którzy chcą nią sterować, a nie uczyć.
W wywiadach Rourke podkreśla, że jej celem było opowiedzenie własnej historii. Realizację filmu zaproponowano jej trzy lata temu, ale reżyserka odrzuciła pierwotną wersję scenariusza. Nie interesowała jej opowieść o władczyni. Chciała raczej pokazać Marię jako kobietę, która mierzy się z ograniczeniami narzucanymi przez własną epokę. Podstawą filmu stała się książka Johna Guya „My Heart Is My Own: The Life of Mary Queen of Scots”, zaś scenariusz napisał Beau Willimon, ekspert w gatunku thrillera politycznego, znany z pracy przy „House of Cards” czy „Idach Marcowych” (2011) George’a Clooneya. Istotnie można powiedzieć, że „Maria, królowa Szkotów” to trzymająca w napięciu opowieść o marszu po władzę, ubrana w imponujące zdjęcia, piękną scenografię i kostiumy.
Napięcie pozwoliło zbudować portrety skonfliktowanych królowych, które bardzo się od siebie różnią. Maria bardzo szybko owdowiała, pragnie wyjść ponownie za mąż i wydać na świat następcę tronu. Elżbieta mówi o sobie, że jest raczej mężczyzną niż kobietą. Choć w filmie Rourke angielska królowa marzy o dziecku, nie decyduje się na małżeństwo, bo obawia się, że mąż będzie chciał przejąć koronę i pozbawić ją władzy. Obie władczynie czy to w pisanych do siebie listach, czy w rozmowach z innymi podkreślają, że są na różne sposoby zniewolone przez reguły, wedle których muszą grać – zarówno jako kobiety, jak i królowe. Maria i Elżbieta zdają sobie sprawę, że muszą wytyczać własne ścieżki wśród mężczyzn, którzy chcą narzucać im własną wolę. Te złożone portrety dwóch królowych budują Saoirse Ronan (Maria) i Margot Robbie (Elżbieta). Doskonale udaje im się pokazać odczuwaną przez ich bohaterki wyższość, niepewność, ale i fascynację „tą drugą”. Obie oddają też chwiejne emocje królowych rozdartych między miłością do kuzynki, a chęcią zdobycia władzy. Za stworzenie głębokich postaci odpowiada też reżyserka. W wywiadach Rourke przyznała, że inspiracją stała się dla niej Hillary Clinton. Reżyserka uważnie obserwowała reakcje na występy kandydatki podczas kampanii w 2016 roku. Clinton była błyskawicznie klasyfikowana – jako matka, słaba i chora kobieta, zdradzona niegdyś żona. Wniosek był jeden: w postrzeganiu kobiet u władzy wiele się nie zmieniło. Okazuje się, że dopuszczenie do głosu emocji może być zabójcze dla politycznej kariery zarówno XVI-wiecznej królowej, jak i polityczki działającej kilka stuleci później.
„Maria, królowa Szkotów” daje do zrozumienia, że brak opanowania może być tragiczny w skutkach. Wyrozumiałość tytułowej władczyni doprowadza do jej upadku, ale z drugiej strony jej zdolność do wybaczania budzi głęboki szacunek. Zarówno w czasach szkockiej królowej, jak i na współczesnej arenie politycznej w cenie są nienawiść do przeciwnika i dążenie do władzy po trupach. Bezwzględność jest gwarantem sukcesu. Widać, że rosnąca agresja w sferze publicznej nie jest niczym nowym. Dlatego jednymi z bardziej interesujących momentów w filmie są te, które sugerują bliskość porozumienia. W jednej ze scen Maria i Elżbieta spotykają się (choć źródła historyczne nie potwierdzają, że do tego doszło) i są bliżej wzajemnego zrozumienia niż kiedykolwiek. Ale jedno słowo wypowiedziane w nieodpowiednim momencie odbierają szansę na wspólne budowanie nowego porządku w kraju. Maria wie, że przegrała polityczną grę. Ale czy żałuje swojej empatii? Czy gdyby mogła zmienić swoje decyzje, byłaby bardziej bezwzględna? Josie Rourke w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” powiedziała: „Gdyby po prostu wymordowała albo wygnała wszystkich, zapewne by przeżyła. Ale to nie jest najlepsze przesłanie, prawda?”. Filmowa Maria zapewne by się z tym zgodziła.
Joanna Barańska